1 funt szterling = PLN
Pogoda w Peterborough
Peterborough
+10°C
Dzisiaj jest: 19.4.2024
   accidentZigZag-Baner 
polbud OMEGA POPRAWIONE  
 SHA baner  

O WYJAZDACH, POWROTACH I INNYCH DYLEMATACH MORALNYCH

Spis treści

 ZNÓW BYŁEM W STANACH

Dawni przyjaciele, których wciąż miałem tam wielu, przyjęli mnie bardzo ciepło i czułem się prawie jak wśród rodziny. To ważne w takich sytuacjach, żeby nie być samemu. Z pracą też nie było większych problemów, bo miałem już dobre kontakty z poprzedniego pobytu. Tym razem, muszę przyznać, że po rozczarowaniach, jakie spotkały mnie w Polsce, naprawdę mocno zaraziłem się amerykańskim „bakcylem” i bardzo, ale to bardzo ciężko było mi nawet myśleć o powrocie do Polski. W Stanach spędziłem wtedy trzy lata i wydawało mi się, że to nieskończoność. Jechałem tam na pół roku. Wyjeżdżałem ku wielkiemu zdziwieniu najbliższych przyjaciół, którzy nie rozumieli, dlaczego opuszczam kontynent i dlaczego wyzbywam się możliwości, by tu pozostać, żyć i śnić wraz z innymi ten „amerykański sen.” Nie było mi łatwo powrócić, naprawdę. Z jednej strony trzy lata mogą wydawać się krótkim okresem, zaś dla mnie, jak już wspominałem, była to wieczność. W tym czasie odkładałem swój powrót do kraju dwa, może trzy razy. Kiedy wyjeżdżałem wielu z moich przyjaciół, czy znajomych pozostawało tam. Oni próbowali wrócić pięć, a może dziesięć razy. Znam to uczucie… te myśli: „Wrócę teraz, na Wielkanoc…”, a kiedy święta zbliżają się szybkim krokiem – „Jeszcze nie, jeszcze pół roku, lepiej na Boże Narodzenie powrócić.” Zimą znowu wydaje się, że jednak wiosna jest odpowiedniejsza na powrót.

Wtedy, gdy wracałem ze Stanów miałem już w zamyśle plan awaryjny, którym była dla mnie Wielka Brytania. Skoro znałem język miałem nadzieję, że będzie mi łatwiej egzystować w miejscu, gdzie nie będzie problemów z komunikacją. Nie oznacza to jednak, że wcale nie próbowałem podjąć pracy w kraju! Po powrocie byłem na kilku rozmowach, ale właściwie na tym się skończyło. W czasie jednej z takich rozmów zapytano mnie, dlaczego nie wyjechałem jeszcze do Irlandii, bo ludzie obecnie tam wyjeżdżają. Tak się więc skończyło. Na rozmowach.

W międzyczasie ożeniłem się i wyremontowałem mieszkanie, więc powód do pozostania w Polsce był duży. Tym bardziej, że moja żona nie była zwolenniczką wyjazdów zagranicznych. Nie była zadowolona ze Stanów, kiedy jeszcze nie byliśmy małżeństwem, natomiast co do Anglii miała jednak nieco lepsze zdanie. Może dlatego, że odległość mniejsza i sama kiedyś bywała u przyjaciół jej rodziny w Nottingham?

Umowa jednak była taka, że ja pojadę pierwszy do UK, ażeby się rozejrzeć i jak to się mówi, przygotować grunt pod przyjazd żony. Było mi o tyle łatwiej, że miałem już w Anglii dobrego kumpla ze studiów, który z żoną mieszkał w Peterborough od kilku miesięcy, dlatego też skierowałem się właśnie to tego miasta.

TO BYŁA MOJA PIERWSZA WIZYTA W ANGLII

Nie ukrywam, że byłem rozczarowany warunkami. W porównaniu ze Stanami, to było tak, jak gdyby ktoś rzucił mnie do jakichś slumsów. Może, gdybym miał więcej szczęścia i moi przyjaciele mieszkali już w jakimś super apartamencie, wtedy moje wrażenia byłyby lepsze? Oni sami jednak toczyli nie najlepszy jeszcze los świeżo przyjezdnych. Trafiłem wtedy na Russell Street, do zatęchłego trzypokojowego domu, w którym oprócz przyjaciela i jego żony mieszkała jeszcze para młodych Polaków. O ile od frontu szereg domów wyglądał jeszcze znośnie, o tyle od tyłu zabudowania naprawdę przypominały mi jakieś slumsy: zaplute podwórka, pełne śmieci i starych, rozmokłych od deszczu i wilgoci mebli, a jeszcze te rury kanalizacyjne ciągnące się po budynkach (to przecież uroki angielskiej architektury). Przygnębiała mnie pogoda, bardzo mało słońca i dodatkowo prawie każdy dzień, o ile akurat nie padało, był szary.

PRACĘ JEDNAK ZNALAZŁEM W MIARĘ SZYBKO

Z moim doświadczeniem hotelarskim uparłem się na pracę w hotelu, ale w porównaniu z Key West czy Miami, Peterborough nie można było uznać za typowo wypoczynkową miejscowość, stąd i pole manewru było o wiele mniejsze. Roznosiłem swoje CV po hotelach, wysyłałem je e-mailem do większych (których było zdecydowanie mniej) i mniejszych hotelików w mieście, aż w końcu trafił się odzew. Po dwóch czy trzech spotkaniach wiedziałem już, że za kilka tygodni rozpocznę pracę w małym hotelu w Peterborough. Cóż, nie były to Stany, ale miałem pracę, zdobywałem kolejne doświadczenie, jakieś pieniążki się zarabiało i jakieś udawało się odłożyć.

Po kilku miesiącach dołączyła do mnie żona, a za półtora roku urodziła nam się córeczka. Wtedy, muszę przyznać, nasze spojrzenie na życie poza granicami Polski trochę się zmieniło. Mieszkaliśmy nadal w Peterborough, choć ja, odkąd urodziła się córka, pracowałem już w jednym z bardziej znanych (i bardzo starych!) hoteli w malowniczym miasteczku z kamienia – Stamford. Przyznaję, że żona była uwiązana przy dziecku, zaś ja sam, pomimo dużych starań, nie miałem aż tak wiele czasu, aby zająć się dzieckiem i dać żonie odetchnąć od domowych obowiązków. Starałem się, ale mimo wszystko mi to nie wychodziło. Nieraz zmęczenie brało górę. Brakowało nam też przyjaciół w naszym wieku, przede wszystkim znajomych z dziećmi, Polaków, z którymi nasza córka mogłaby się powoli zacząć integrować. To był taki moment wtedy, że wielu naszych dobrych znajomych wyjechało do innych miast lub wróciło do kraju. Czuliśmy się trochę osamotnieni. Żona chyba bardziej, bo ja jeszcze miałem pracę i kontakty z ludźmi, choćby nawet tylko w godzinach pracy. Dodatkowo nasze rodziny w Polsce próbowały zasugerować nam powrót.

Powoli zdaliśmy sobie sprawę (choć pewnie wielu czytelników nie zgodziłoby się z tym), że dla dziecka… dla wychowania i rozwoju, jednak lepszym miejscem będzie ojczysty kraj. Tutaj w Peterborough zdawaliśmy sobie sprawę, że nigdy nie będziemy u siebie. Nawet, jeśli zostaniemy na zawsze, na stałe, to nasze dziecko, choć urodzone w Anglii, będzie tylko dzieckiem urodzonym w Anglii, może nawet nie dzieckiem polskich imigrantów, a Polaków żyjących w Anglii. Gdyby córka urodziła się nam w Stanach od razu dostałaby amerykański paszport i obywatelstwo, tutaj nie była u siebie pomimo, że mieliśmy już z żoną status rezydentów.

Myśl o dobru dziecka była głównym powodem, dla którego zdecydowaliśmy się opuścić Peterborough. Oboje byliśmy przekonani, że nie będzie nam łatwo z pracą w Polsce, dlatego nastawialiśmy się na prywatną działalność. Żona wystartowała w konkursie na unijny projekt biznesowy i póki co (tfu, tfu, żeby nie zapeszyć!) idzie jej dobrze, ja sam pewnie jeszcze wskoczę na jakieś studia podyplomowe, żeby mieć o jeden papierek więcej, nim na poważnie rozpocznę swoją działalność.

ANGLII DO KOŃCA SIĘ NIE WYRZEKŁEM…

Mam nadzieję, że będę bardzo często bywał w Peterborough, nie na długo i nie na stałe, moim celem jest, aby były to raczej wizyty biznesowe, kilkudniowe delegacje, jak można by to określić. Cieszy mnie teraz, kiedy mogę spędzać dużo czasu z rodziną. Cieszy mnie, gdy widzę moją córkę biegnącą po podwórku, szczęśliwą i roześmianą, bawiącą się z rówieśnikami. Czuję się dobrze nawet wtedy, gdy wsiadam w samolot i wyjeżdżam na tydzień, ale wiem, że moje „dziewczyny”. zostają w świeżutkim, suchym, wyremontowanym i przytulnie urządzonym (wcale nie bogato czy snobistycznie!) mieszkanku.

Ja sam, fakt, mam coś z natury wędrowca i dobrze adaptuję się do nowych warunków, nie każdy jednak musi być taki sam. Jak powiedziałem wcześniej, wracałem już trzy razy i za każdym razem mocno wierzyłem, że to był mój ostatni powrót. Życie jednak jest ironiczne i często nie można przewidzieć kaprysów losu. Więc… kto wie? Wiem na pewno, że są w życiu priorytety i dla mnie jednym z takich priorytetów jest teraz rodzina i jej szczęście, dlatego, jeśli nawet życie w podróży czy biznes związany z kontaktami w Anglii stanie się moim celem, to muszę poszukać kompromisu tak, aby wszyscy byli zadowoleni, aby moja rodzina była zadowolona!

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

PROMOWANE OGŁOSZENIA:
ABC