1 funt szterling = PLN
Pogoda w Peterborough
Peterborough
+10°C
Dzisiaj jest: 19.4.2024
   accidentZigZag-Baner 
polbud OMEGA POPRAWIONE  
 SHA baner  

MUZYKA JEST WIELKA - ROZMOWA Z BARTOSZEM DRZEWIECKIM

Spis treści

Jak jeszcze wspominasz ten studencki okres?

Bardzo sentymentalnie. Przede wszystkim kojarzy mi się on z mieszanką osób. Ta leszczyńska grupa to była zbieranina ludzi, którzy mieli aspiracje muzyczne, którzy chcieli się czegoś nauczyć, czegoś doświadczyć. Spotykaliśmy się często, razem muzykowaliśmy, graliśmy, organizowaliśmy imprezy w amfiteatrze w Lesznie. Atmosfera była nieziemska. Kadra naukowa była dość wyluzowana. Zdarzały się pewne incydenty i ja byłem między innymi ich bohaterem, kiedy dla przykładu śpiewało się dla konkurencyjnego profesora. Wiadomo, że lepiej było mieć uczniów ustawionych w rzędzie do śpiewania u siebie na zajęciach niż jeżdżących po festiwalach. Ale to już wewnętrzna sprawa między kadrą akademicką, która niestety osobiście dotknęła i mnie. To też jeden z powodów, przez które nie dokończyłem studiów i skupiłem się na praktyce. Żałuję, że nie mam dyplomu, ale co się odwlecze... Zobaczyłem za to, co jest ważne. Zauważyłem dyrygenta oraz grupę ludzi, którzy potrafią robić muzykę w sposób, który też mi odpowiada. W momencie, kiedy postanowiłem wyjechać do Anglii, byłem człowiekiem czynnym muzycznie. A decyzję o zmianie życia i miejsca zamieszkania podjąłem spontanicznie.

W jakich okolicznościach podjąłeś decyzję o wyemigrowaniu do Anglii?

To był krok, który pociągnął za sobą rzucenie wszystkiego na jedną kartę. Postanowiłem zacząć żyć w zupełnie nowym miejscu. Oczywiście, miałem obawy, ale byłem otwarty na to, co przyniesie los. Moje pierwsze kroki tutaj nie były zogniskowane na muzykę, ze względu na kwestie bytowe. Miałem stałą pracę, ale za to żadnych znajomości muzycznych. Pierwsze trzy lata mojego pobytu w UK spędziłem na studiowaniu różnych partytur, na słuchaniu muzyki, poznawaniu jej z wielu stron. Muzyka jest czymś bardzo aktywnym – trzeba mieć z nią do czynienia cały czas, żeby ją uprawiać, żeby mieć siłę, podejście i potencjał. Żeby wiedzieć, co się robi i jak się o muzyce myśli – jest to szalenie ważne. To tak, jak w przypadku lekarza, który non-stop doszkala się w dziedzinie nowych technik.

Czy przez ten początkowy okres pobytu tutaj skupiłeś się tylko na poznawaniu muzyki, czy miałeś z nią może bardziej praktyczny kontakt?

Przez cały czas podtrzymywałem znajomości z moimi przyjaciółmi w Polsce i z chórami. Udało mi się nawet raz wyjechać na koncert chóru, do Austrii, bodajże w 2005 roku. A potem nastała cisza. Szukałem kontaktu z ludźmi związanymi z muzyką tutaj na miejscu. I wiesz, jak to jest – czasem wystarczy poznać jedną osobę...

I właśnie taką poznałeś?

Zgadza się. Trzy lata później, siedząc sobie przy komputerze, natrafiłem na stronę internetową zespołu Burghley Voices, pod dyrekcją Fergusa Blacka. To lokalny muzyk mieszkający w Peterborough; organista, pianista i dyrygent. Na stronie widniało ogłoszenie, ze potrzebują głosów męskich. Zgłosiłem się więc, przyjechałem, zaśpiewałem. Zupełnie gładko i spontanicznie.

Co stało się potem?

Potem rozpoczęły się kolejne projekty muzyczne. Jeden za drugim. A ja cieszyłem się, że mogłem poznać lokalną angielską muzykę. Pamiętam, że pierwszy koncert zaśpiewaliśmy w Burghley House w Stamford, w głównej sali tego zacnego domu. I śpiewaliśmy muzykę elżbietańską. Potem moim śpiewem wspomagałem inne lokalne chóry. Sprawę ułatwiał fakt, że tutaj w Anglii chóry śpiewają w swoich kościołach regularnie. To jedna z tradycji, która powinna być wspierana. Moja współpraca z chórami trwała przez następne dwa lata. Po tym czasie zadzwoniła do mnie Iwona Sokół, z prośbą o wspomożenie grupy Polaków, która zebrała się w Peterborough i która chciała coś zaśpiewać. Okazało się, że grupę tworzą byli chórzyści plus kilka osób zainteresowanych śpiewem chóralnym. Próbowali już coś śpiewać razem, ale wychodziło to z różnym rezultatem.

I wtedy postanowiłeś przyjrzeć się tej grupie bliżej...

Przyjechałem na jedną z prób, podczas której poinformowano mnie o międzynarodowej mszy, w której chcieli wziąć udział i poproszono o pomoc w przygotowaniu utworu. Pamiętam te początki...

Dobre, złe?

Dziwne. Pamiętam, że powiedziałem, że przyjadę i zobaczę. To była wielka niepewna dla wszystkich. Najpierw zaśpiewali to, co mieli do zaoferowania – czyli znaczący utwór „Gaude Mater”. Posłuchałem, usiadłem na sofie, pomyślałem i powiedziałem: „Słuchajcie, zróbmy to tak i tak”. Było wiele niedopowiedzeń głosowych, z tego, co pamiętam. Zaśpiewali drugi raz. I wtedy poczuć się dało nowego ducha, który został tchnięty w grupę i także we mnie. To był moment symboliczny. Gdzieś coś poszło. Niesamowite odczucie. Potem zaśpiewaliśmy w katedrze na wspomnianej wcześniej mszy.

I jak poszło?

Zebraliśmy dobre oceny. Cantus Polonicum. My – zespół, który powstał z popiołów. Zespół amatorów. Zespół, który założyła Iwona Sokół i Zbyszek Brzuszek. To była ich idea, z którą wszyscy postanowiliśmy coś zrobić. Skoro tak dobrze wypadliśmy podczas występu – to może zaczniemy to budować dalej. Wtedy postanowiliśmy niezobowiązująco spróbować swoich sił w konkursie, który zresztą wygraliśmy. I od tej pory nasza współpraca się toczy. A czerpie z tego lokalna społeczność. Przyznam się, że nie słyszałem jak dotąd o żadnej polskiej formacji chóralnej w UK, która śpiewałaby regularnie.

W jaką stronę chciałbyś poprowadzić chór w przyszłości?

Kilka planów w głowie – są one kwestią organizacji. Muzyka jest uniwersalna, dlatego też widziałbym współpracę między rodowitymi mieszkańcami tych terenów a ludnością napływową. Zwłaszcza, że są do niej chętne osoby z obu stron. Chciałbym, aby mówiono: „Tak, słyszałem tych Polaków, fajnie śpiewali, mieli coś do powiedzenia”. Chciałbym także zacząć propagować muzykę dawną.

Kolejna fascynacja?

Moja długotrwała fascynacja. Przez muzykę dawną rozumiemy taką, która wywodzi się ze średniowiecza i trwa aż do baroku włącznie. W tej muzyce odnajduję wiele inspiracji. Zresztą, nie tylko ja – istnieje dużo zespołów, które taką muzykę właśnie grają i które robią bardzo udane rekonstrukcje muzyczne. W tej chwili jest to ogromny ruch i wielka społeczność. Najbardziej pociąga mnie wykonywanie tejże muzyki w tej specyficznej dla niej manierze, która mogłaby się wydawać w dzisiejszych czasach niestosowna. Cieszę się, że jest grana. Cieszę się, że zaszły zmiany i po raz kolejny okazuje się, że muzyka jest cudowna. Nie można w niej cwaniaczyć w żaden sposób. Nie można sobie pozwolić przy niej na brak myślenia. Trzeba być szczerym i trzeba myśleć. To są cnoty poznawcze, które pozwalają na uprawianie muzyki w sposób szacowny.

Dziękuję za rozmowę i życzę pomyślnej realizacji wszystkich planów!

Dziękuję.

Bynajmniej, nie żegnam się jeszcze z Bartoszem. Nasza rozmowa trwa nadal ponad godzinę i jest tak na dobrą sprawę kontynuowana aż do dziś – uznaję ja za prawdziwą ucztę dla duszy. Szczerze trzymam kciuki za tego szalonego człowieka, którego motorem napędowym jest wielka pasja. Pasja nie tyle do muzyki – co przede wszystkim do człowieka.

PMagazyn (13/2011)

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

PROMOWANE OGŁOSZENIA:
ABC