POLECANE
AGENCJE NIERUCHOMOSCI
Czy warto zaufać agencji nieruchomości przy szukaniu nowego lokum?
Nam zdawało się , że jednak można i niestety szybko zmieniliśmy zdanie.
Ale od początku…Trafiając do agencji X w poszukiwaniu nowego lokum, zostaliśmy bardzo miło przyjęci przez polskojęzyczną obsługę. Po wyjaśnieniu, czego szukamy i na co nas stać - zaproponowano nam flat w miarę dobrym punkcie miasta.Umówiliśmy się na spotkanie w nowym miejscu zamieszkania. Lokum całkiem pokaźne i przestronne. W salonie dużo miejsca i… bąbel po przeciekającej wodzie z dachu.
Oczywiście zastaliśmy zapewnieni, że do momentu wprowadzenia się do mieszkania - usterka zostanie usunięta. Po załatwieniu formalności i uiszczeniu depozytu oraz pierwszej wpłaty, pozostało rozwiązać starą umowę i czekać na przeprowadzkę.
Klucze odebraliśmy w ustalonym terminie i zapakowanym vanem ruszyliśmy meblować mieszkanie.
I tutaj zaczyna się cała historia. Łatwo się domyślić, że usterka nie została usunięta. Bąbel na suficie wisiał w tym samym miejscu, co miesiąc wcześniej. Dzwonimy do agencji… Człowiek odpowiedzialny za reperację usterek przysłał wykwalifikowaną siłę roboczą w osobach pana Mietka i pana Zdzicha.
Obaj fachowcy zabrali się ochoczo do roboty i wyrwali z sufitu zmurszałe płyty, po czy stwierdziwszy, że już nic nie mogą zrobić - pozostawili gruzowisko na środku salonu i zniknęli.
Wiele wysiłku kosztowało nas skontaktowanie się z agencją X w sprawie tej zupełnie niewielkiej (cóż znaczy około jeden metr kwadratowy) dziury w suficie.
Po wielu upomnieniach, pan odpowiedzialny zaproponował przeprowadzkę do innego mieszkania, które będzie dla nas odpowiedniejsze niż to z dziura w suficie. Stawka wynajmu od razu poszybowała w górę bo to specjalne miejsce… To mieszkanie, którego właścicielem jest sam szef agencji.
Nie mając zbytnio wyjścia, przeprowadzamy się drugi raz w przeciągu jednego miesiąca.
Mieszkanie przy jednej z bardziej ruchliwych ulic miasta..ale w sumie nie ma dziury, przez którą widać gwiazdy. Korzystając z ostatnich ciepłych dni przed zimą, postanawiamy pomalować mieszkanie, wymienić wykładziny i zagospodarować ogród.
Nadchodzi zima a my w mieszkaniu dogrzewamy czym się da. Nie do końca wszystko działa jak należy. Chyba trafiliśmy do luksusowego miejsca albowiem rezerwuar w toalecie napełnia się tylko gorącą wodą. Lodówka odmawia posłuszeństwa a farba ze ścian chce najprawdopodobniej sama uciec z domu, bo odchodzi całymi płatami.
Pod naszym adresem zamieszkania jest zarejestrowana jakaś firma. W rejestrze pocztowym – nie znają takiego miejsca i takiej nieruchomości, ponieważ nasza ulica nie posiada numeru XX.
Po raz kolejny postanawiamy w jakiś sensowny sposób walczyć o poprawę naszej sytuacji. Niestety, sam właściciel nieruchomości po wielu monitach w tej sprawie informuje nas , że jego i jego firmę traktujemy jak charity i on nic nie zrobi..chyba, że zrobimy coś dla niego w zamian.
Rzecz jasna, nie godzimy się na układy i dostaje się nam jeszcze większą porcją informacji o nas samych. Zostaliśmy poinformowani, że wymagamy od nich nie wiadomo czego i że zapewne mamy generalnie dużo pretensji do całego świata. On nie będzie robił nic ….Wypowiedzieliśmy umowę.
Dziś mieszkamy w domu od prywatnego Landlorda (dodajmy; rdzennego mieszkańca Wysp) i już nigdy nasza noga nie postanie w agencji nieruchomości.
Nam zdawało się , że jednak można i niestety szybko zmieniliśmy zdanie.
Ale od początku…Trafiając do agencji X w poszukiwaniu nowego lokum, zostaliśmy bardzo miło przyjęci przez polskojęzyczną obsługę. Po wyjaśnieniu, czego szukamy i na co nas stać - zaproponowano nam flat w miarę dobrym punkcie miasta.Umówiliśmy się na spotkanie w nowym miejscu zamieszkania. Lokum całkiem pokaźne i przestronne. W salonie dużo miejsca i… bąbel po przeciekającej wodzie z dachu.
Oczywiście zastaliśmy zapewnieni, że do momentu wprowadzenia się do mieszkania - usterka zostanie usunięta. Po załatwieniu formalności i uiszczeniu depozytu oraz pierwszej wpłaty, pozostało rozwiązać starą umowę i czekać na przeprowadzkę.
Klucze odebraliśmy w ustalonym terminie i zapakowanym vanem ruszyliśmy meblować mieszkanie.
I tutaj zaczyna się cała historia. Łatwo się domyślić, że usterka nie została usunięta. Bąbel na suficie wisiał w tym samym miejscu, co miesiąc wcześniej. Dzwonimy do agencji… Człowiek odpowiedzialny za reperację usterek przysłał wykwalifikowaną siłę roboczą w osobach pana Mietka i pana Zdzicha.
Obaj fachowcy zabrali się ochoczo do roboty i wyrwali z sufitu zmurszałe płyty, po czy stwierdziwszy, że już nic nie mogą zrobić - pozostawili gruzowisko na środku salonu i zniknęli.
Wiele wysiłku kosztowało nas skontaktowanie się z agencją X w sprawie tej zupełnie niewielkiej (cóż znaczy około jeden metr kwadratowy) dziury w suficie.
Po wielu upomnieniach, pan odpowiedzialny zaproponował przeprowadzkę do innego mieszkania, które będzie dla nas odpowiedniejsze niż to z dziura w suficie. Stawka wynajmu od razu poszybowała w górę bo to specjalne miejsce… To mieszkanie, którego właścicielem jest sam szef agencji.
Nie mając zbytnio wyjścia, przeprowadzamy się drugi raz w przeciągu jednego miesiąca.
Mieszkanie przy jednej z bardziej ruchliwych ulic miasta..ale w sumie nie ma dziury, przez którą widać gwiazdy. Korzystając z ostatnich ciepłych dni przed zimą, postanawiamy pomalować mieszkanie, wymienić wykładziny i zagospodarować ogród.
Nadchodzi zima a my w mieszkaniu dogrzewamy czym się da. Nie do końca wszystko działa jak należy. Chyba trafiliśmy do luksusowego miejsca albowiem rezerwuar w toalecie napełnia się tylko gorącą wodą. Lodówka odmawia posłuszeństwa a farba ze ścian chce najprawdopodobniej sama uciec z domu, bo odchodzi całymi płatami.
Pod naszym adresem zamieszkania jest zarejestrowana jakaś firma. W rejestrze pocztowym – nie znają takiego miejsca i takiej nieruchomości, ponieważ nasza ulica nie posiada numeru XX.
Po raz kolejny postanawiamy w jakiś sensowny sposób walczyć o poprawę naszej sytuacji. Niestety, sam właściciel nieruchomości po wielu monitach w tej sprawie informuje nas , że jego i jego firmę traktujemy jak charity i on nic nie zrobi..chyba, że zrobimy coś dla niego w zamian.
Rzecz jasna, nie godzimy się na układy i dostaje się nam jeszcze większą porcją informacji o nas samych. Zostaliśmy poinformowani, że wymagamy od nich nie wiadomo czego i że zapewne mamy generalnie dużo pretensji do całego świata. On nie będzie robił nic ….Wypowiedzieliśmy umowę.
Dziś mieszkamy w domu od prywatnego Landlorda (dodajmy; rdzennego mieszkańca Wysp) i już nigdy nasza noga nie postanie w agencji nieruchomości.
PROMOWANE OGŁOSZENIA: