1 funt szterling = PLN
Pogoda w Peterborough
Peterborough
+10°C
Dzisiaj jest: 18.4.2024
   accidentZigZag-Baner 
polbud OMEGA POPRAWIONE  
 SHA baner  

JAK TO SIĘ ROBI... W AGENCJI PRACY?

Spis treści

Z Katarzyną spotykam się popołudniu, w jej domu na obrzeżach Peterborough. Wita mnie z nieśmiałym uśmiechem na twarzy i zaprasza do salonu. Nie da się nie zauważyć jej zaawansowanej ciąży. – To już trzeci trymestr- wyjaśnia Kasia – Urlop macierzyński wzięłam najszybciej, jak mogłam. Wciąż jednak obowiązuje mnie kontrakt z firmą, więc nie licz na to, że podam jej nazwę.

No cóż, nie brzmi to optymistycznie. Mam nadzieję, że w toku dalszej rozmowy uda mi się wyciągnąć więcej informacji. Rozsiadamy się wygodnie na kanapie. I okazuje się, że Katarzyny wcale długo nie trzeba namawiać na zwierzenia. Opowiada o tym, jak po przyjeździe do Anglii cztery lata temu chciała wykorzystać swoją bardzo dobrą znajomość języka angielskiego i pomagać rodakom. Wtedy właśnie po raz pierwszy narodził się pomysł pracy dla agencji rekrutacyjnej. Każde miejsce, do którego się zgłaszała, odprawiało Kasię z kwitkiem. Agencje czytały CV, dochodziły do rubryki narodowość i stwierdzały, że jedyne, co mogą Kasi zaproponować, to praca w fabryce…

Swoje pierwsze zajęcie Katarzyna znalazła dzięki Jobcentre – została asystentką w przedsiębiorstwie finansowym. Po sześciu miesiącach zmieniła firmę, kierując się względami pieniężnymi. Nastąpiła recesja, trzeba było zatem zmienić również i sektor zatrudnienia. Tym razem Kasia wylądowała w telefonicznym centrum obsługi klienta. Tempo pracy, nieludzkie normy do uzyskania, traktowanie pracowników z minimalnym lub żadnym szacunkiem – to sprawiło, iż Kasia po raz kolejny pomyślała o zmianie. Poroznosiła więc swoje CV po agencjach i spokojnie czekała na odzew.

Po dwóch miesiącach zadzwoniła do niej pani z firmy rekrutacyjnej. Znana nazwa, specjalizująca się zarówno w pracy biurowej, jak i fizycznej, zatrudniająca w rejonie Cambridgeshire. Czy wciąż szuka nowego zajęcia? Tak. Czy chciałaby pracować w miłym, przyjaznym zespole biurowym? Pewnie. Czy mogłaby przyjść do agencji natychmiast – są bardzo zdesperowani, ponieważ jej poprzedniczka opuściła pracę bez słowa wyjaśnienia? Oczywiście, czemu nie. – Już wtedy powinnam była dwa razy się zastanowić, na wieść o okolicznościach odejścia Amy – stwierdziła Kasia. – Niestety nie zrobiłam tego. Rozmowa kwalifikacyjna trwała zaledwie parę minut. Byli pod wrażeniem CV Kasi. Okazało się, że zaproponowali jej pracę u siebie, na recepcji. Za minimalną krajową. Skusili ją ostatecznie stwierdzeniem, że mają wielu petentów - Polaków, z którymi mogłaby się porozumiewać w języku ojczystym. Wychodząc z biura, kątem oka zauważyła podenerwowanego młodego Anglika, który – nachylony nad biurkiem jednego z pracowników – głośno pytał o powody swojego zwolnienia, żądał wyjaśnień na piśmie i groził złożeniem zażalenia. Kasia zignorowała drugi znak ostrzegawczy.

Pierwsze dni pracy Kasi upłynęły na intensywnym szkoleniu. Agencja pracy zaznajomiła ją z wewnętrznym systemem, sposobem rejestracji kandydatów, odbierania telefonów, radzenia sobie z osobami przychodzącymi do biura, sposobem prowadzenia dokumentacji. Najważniejsze było jednak przedstawienie zasad obowiązujących w agencji, które są wynikiem przynależności firmy do REC – Konfederacji Rekrutacji i Zatrudnienia. Traktowanie wszystkich na równi, przejrzystość procesów, brak dyskryminacji. – Brzmiało pięknie. Kodeks wyryłam prawie na pamięć i cieszyłam się, że będę pracować w tak innym od wszystkich miejscu – mówi Kasia.

„(…) agencja będzie działać w sposób uczciwy w każdym postępowaniu w stosunku do poszukujących pracy (…)”
– REC Code Of Professional Practice, General Principles, Principle 2 –

Kasia z każdym dniem wdrażała się coraz bardziej w sposób codziennego funkcjonowania firmy. Pewnego razu postanowiono, że będzie się ona zajmować również dokumentami kandydatów, którzy odchodzą z pracy, z woli własnej lub niekoniecznie. Kasia miała w ten sposób odciążyć pozostałe koleżanki pod względem administracyjnym. Procedura była prosta. Zatrudnienie danej osoby kończyło się w dniu, kiedy agencja została o fakcie poinformowana albo bezpośrednio przez zainteresowanego/zainteresowaną lub też klienta. W pierwszym przypadku – zawiadomienie musiało być pisemne i zawierać w sobie prośbę o wystawienie P45 (dokument przedstawiający dochody i kwotę podatku od nich odprowadzoną, który pracodawca doręcza pracownikowi, kiedy już zatrudnienie dobiegło końca). Katarzynie zabroniono wystawiania tego formularza bez wyraźnej prośby we wniosku na piśmie, napisanego przez osobę rezygnującą z pracy. Słowem, samo wypowiedzenie nie miało stanowić o automatycznym wystosowaniu P45. I szefowie Kasi bardzo konsekwentnie tej zasady przestrzegali.  – Wydało mi się to dziwne, zapytałam więc o powód – relacjonuje Kasia. – Usłyszałam wtedy, że „różni idioci” potrafią pójść do sądu pracy i oskarżyć agencję o to, że to ona ich zwolniła, wystawiając P45. I że wcale nie nastąpiło dobrowolne odejście z pracy. Ponoć zdarzyło się to kilka razy w przeszłości, więc agencja musi teraz „chronić swoją d…”, a ja mam tego wszystkiego pilnować. Pamiętam, że zaskoczyła i zniesmaczyła mnie agresja, z jaką wypowiedziano te słowa. Oburzyłam się też na sposób określania byłych pracowników.

Katarzynę uczyniono również odpowiedzialną za wypłacanie tzw. końcowego PAL. PAL, czyli paid annual leave, to nic innego niż płatne dni urlopowe, które pracownik może wykorzystać w dowolnym celu. W agencji Kasi każdej pracującej osobie należało się 28 dni wolnego (włączając dni Bank Holiday) w roku wakacyjnym czyli od 1 października danego roku do 30 września roku następnego. Nie zostają one jednak dane pracownikom z góry – trzeba je sobie najpierw „zarobić”. Po każdym przepracowanym tygodniu, system naliczał pracownikom 0.538 dnia urlopowego i dodawał do zgromadzonej wcześniej puli. Aby pójść na zasłużony urlop, kandydat musiał powiadomić agencję minimum dwa tygodnie wcześniej, oczywiście na piśmie i uzyskać jej zgodę. Niewykorzystane w danym roku dni urlopowe nie miały prawa przejść na kolejny. – Firma była bardzo aktywna, jeśli chodzi o odpowiednie naliczanie „holiday’ów”, zapłatę za nie i pilnowanie, aby za dużo pracowników nie brało urlopu w tym samym czasie – wspomina Kasia. – Szkoda, że jej nadgorliwość kończyła się wraz z końcem pracy danej osoby. Katarzyna była wtedy poproszona o dokładną rewizję pisemnych wypowiedzeń otrzymywanych od pracowników i grupowanie ich na te, które zawierają prośbę o wypłatę zaległego urlopu i na te, które nic na ten temat nie wspominają. W pierwszej kolejności miała zająć się zwykłymi prośbami o P45. Dostała polecenie, aby jak najszybciej zamawiać dokumenty tego typu w dziale kadr, aby potwierdzić zakończenie zatrudnienia. Jeżeli natomiast ktoś domagał się wypłacenia należności za urlop, Kasia miała obowiązek przeliczenia kwoty w systemie i zawiadomienie księgowości. P45 w takim przypadku był zamawiany po wypłaceniu należności na konto kandydata, mniej więcej w odstępie tygodnia. Kasia wspomina, że chociaż zasady były wyłożone w jasny sposób, to jednak nie mogła oprzeć się wrażeniu, że coś tutaj jednak nie gra. Zaczęła zatem zadawać pytania. – Chciałam się dowiedzieć, dlaczego nie możemy wypłacić pieniędzy za urlop wszystkim odchodzącym pracownikom, niezależnie od tego, czy się o nie upomną, czy nie? W końcu wypracowali sobie dni wolne i jeśli ich nie wykorzystali w trakcie pracy, to logiczne jest, że należy im się zapłata pieniężna. W odpowiedzi Kasia usłyszała, że dopóki byli pracownicy o to nie poproszą – to pieniędzy z przydziału urlopowego nie dostaną. – Już miałam powiedzieć, że będę w takim razie przypominać wszystkim o uwzględnieniu takiej prośby w wypowiedzeniu – Kasia uśmiechnęła się przebiegle. – Wtedy kategorycznie zabroniono mi wspominać kandydatom o końcowym PALu pod groźbą zwolnienia z pracy z powodu działania na niekorzyść firmy. Po tych słowach zupełnie zgłupiałam. O jakiej niekorzyści oni w ogóle mówią? Po paru sekundach wszystko niestety stało się jasne… – wzdycha Kasia. Jeśli pracownik nie upomina się o zapłatę za dni wakacyjne i odchodzi z pracy – wtedy należność zasila konto agencji, która zatrzymuje pieniądze dla siebie. Jeżeli wystosowano P45 i osoba oficjalnie przestała być pracownikiem agencji, wtedy jej „holiday” również przepada. Przepada oczywiście na to samo konto, co powyżej. Agencja zarabiała nawet na tych osobach, które w wypowiedzeniu wspominały o PALu. Przy takim a nie innym systemie naliczania dni wolnych czyli 0.538 dnia za tydzień pracy, rzadko zdarzały się okrągłe liczby. Kandydat mógł mieć do wypłacenia należność za np. 3.77 dnia urlopowego. Agencja płaciła tylko za pełne dni, zatem zawsze zostawał ten „ogonek”, który nie był wypłacany i który agencja sobie zatrzymywała. Nawet zmiana terminu roku wakacyjnego z ogólnie stosowanego styczeń – grudzień na październik – wrzesień miała swój cel. Jeżeli ktoś w porę nie upomniał się o swoje wakacje i chciał je wykorzystać np. w grudniu, to okazywało się, że jest już nowy rok rozliczeniowy i że dni nagromadzone do września nie są już dostępne…

Katarzyna starała się omijać zakaz przypominania o PALu. – Najłatwiej było w przypadku Polaków. Kiedy ktoś przychodził z wiadomością, że odchodzi, wtedy dawałam mu kartkę do napisania wypowiedzenia. Informowałam taką osobę w języku polskim, żeby napisała, iż chce pieniądze za niewykorzystany urlop. Pytałam się, czy pamięta, że urlop określa się trzema literami i prosiłam o skinienie głową na tak lub nie. Istny cyrk! Na pewno wiele osób myślało, że jestem wariatką, ale dla mnie najważniejsze było, że pracownicy, którzy odchodzą, dostaną pieniądze. Oczywiście, nie umknął uwadze szefostwa fakt, ze coraz więcej wypowiedzeń od naszych rodaków mówi o PALu. Zaczęły się komentarze na ten temat, które zazwyczaj ucinałam stwierdzając, że nasz naród wie, jak zadbać o swoje interesy. I słyszałam szepty w stylu „f…. Poles”.

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież

PROMOWANE OGŁOSZENIA:
ABC